
W świecie marketingu i budowania marki osobistej bardzo łatwo wpaść w pułapkę perfekcjonizmu. Znamy to wszyscy – chcemy, aby wszystko, co wypuszczamy w świat, było dopieszczone. Żeby logo było nowoczesne, żeby posty miały spójne grafiki, a każdy tekst brzmiał jak z okładki magazynu „Forbes”. Tylko że… w tym czasie ktoś inny, z mniej dopracowanym pomysłem i może gorszym designem, już działa, publikuje, zdobywa zasięgi, klientów i doświadczenie.
Zasada „Zrobione jest lepsze od perfekcyjnego” staje się w tym kontekście nie tylko mottem, ale konkretną strategią działania. Bo w marketingu i personal brandingu wygrywa nie ten, kto tworzy rzeczy idealne, ale ten, kto jest obecny, konsekwentny i autentyczny.
Perfekcjonizm zabiera czas, energię i… szanse
Perfekcjonizm potrafi być jak hamulec ręczny – trzymasz rękę na dźwigni, wciskasz gaz, ale wciąż stoisz w miejscu. Znam osoby, które tygodniami poprawiają jednego posta, a potem i tak nie mają odwagi go opublikować. Inni nie ruszają z newsletterem, bo czują, że ich „lead magnet” nie jest jeszcze wystarczająco dobry. Jeszcze inni – może to brzmi znajomo – przez kilka lat robią strony internetowe wszystkim dookoła, pomagając znajomym, klientom, ludziom z polecenia… a własna strona? Wiecznie w planach. Brzmi jak ktoś, kogo znasz?
Bo prawda jest taka: budując markę osobistą, bardzo łatwo schować się za pracą dla innych. Daje to złudne poczucie produktywności, ale nie buduje naszej własnej obecności w sieci. Dopiero gdy się przełamiemy, gdy wypchniemy coś „niedoskonałego” w świat, zaczyna się prawdziwa zmiana.
Ludzie nie szukają idealnych marek – szukają prawdziwych ludzi
To, co buduje prawdziwą markę osobistą, to nie tylko profesjonalizm, ale autentyczność. Odbiorcy nie oczekują, że będziesz mówić idealnie, pisać bez literówek i mieć zawsze perfekcyjne światło w kamerze. Szukają kogoś, kto potrafi być szczery, kto mówi ludzkim językiem, kto potrafi się pomylić i przyznać do tego. Bo to buduje zaufanie – a zaufanie to waluta, którą płacimy za uwagę i lojalność.
Co więcej, im bardziej jesteśmy autentyczni, tym bardziej przyciągamy „swoich” ludzi. A marka osobista, która nie jest filtrowana przez strach przed oceną, ma moc budowania prawdziwej społeczności.
Marketing to nie sprint – to codzienny trening
Warto pamiętać, że marketing i budowanie marki osobistej to gra w długim terminie. Nie wygrywa się tu jednym genialnym postem czy idealnie nagranym wideo. Wygrywa się regularnością, konsekwencją i gotowością do nauki w trakcie działania.
Algorytmy mediów społecznościowych premiują tych, którzy są obecni. Odbiorcy zapamiętują tych, z którymi mają kontakt regularnie. A Ty sam – publikując, testując, popełniając błędy – uczysz się szybciej i efektywniej niż siedząc nad jednym projektem przez trzy miesiące.
Dlatego zamiast czekać, aż będzie idealnie, lepiej zacząć teraz – z tym, co masz. Bo tylko działając, jesteś w stanie rozwijać się naprawdę.
„Done is better than perfect” w praktyce:
- Opublikuj posta, nawet jeśli wydaje Ci się „zbyt prosty”.
- Nagraj stories, nawet jeśli nie masz make-upu.
- Wyślij newsletter, nawet jeśli nie masz jeszcze „idealnego” nagłówka.
- Stwórz stronę z prostym szablonem, zamiast czekać na „olśnienie graficzne”.
- Zacznij mówić o swojej ofercie, zanim dopniesz każdy szczegół.
Podsumowując
Perfekcja paraliżuje. Działanie uwalnia.
Zbudowanie marki osobistej to nie kwestia genialnego pomysłu, idealnego logo czy dopracowanej strategii na start. To proces, w którym liczy się przede wszystkim ruch do przodu. Jeśli coś zrobisz – możesz to poprawić. Jeśli tylko planujesz – nie ma czego poprawiać.
Jeśli siedzisz właśnie nad kolejnym projektem i myślisz „jeszcze nie teraz” – weź głęboki oddech i zrób to. Opublikuj. Pokaż się. Zaryzykuj. Bo tylko wtedy Twoja marka ma szansę żyć i oddychać.
Zrobione naprawdę jest lepsze od perfekcyjnego. Zwłaszcza gdy mówimy o Tobie – jako marce.
A wszystko napisane na podstawie własnych doświadczeń. Tak, że tak…